Stało się już u mnie tradycją, że nowy rok wyjazdowy rozpoczynam od kuligu. W tym roku kulig odbył się w Jaworzu. Jak to określił nasz przewodnik była to wersja wiejsko - miejska kuligu, gdyż zaraz po przyjeździe autokaru zabrali nas na trzy wozy, którymi godzinę jeździliśmy po Jaworzu. Trzeba przyznać, że jest to nowe doświadczenie, bo jak do tej pory jeździliśmy po lesie, nigdy po mieście czy po wsi.
Nasz pierwszy przystanek był w Muzeum Prasy Śląskiej w Pszczynie. Była to już kolejna moja wizyta w tym obiekcie, a o muzeum już pisałam na blogu. Tym razem podzielili nas na grupy i jedna grypa oglądała piętro, a druga w tym samym czasie zwiedzała z kustoszem parter.
Jako pierwszej osobie na naszej grupy kustosz pozwolił mi wydrukować sobie pamiątkowy obrazek, później każdy chętny po kolei podchodził i ręcznie drukował obrazek. Z takim obrazkiem trzeba było ostrożnie się obchodzić, bo jeszcze przez dobre 20 min był mokry i można było sobie ubrania pobrudzić.
Na parterze obok kasy znajduje się zrekonstruowany gabinet redaktorski Wojciecha Korfantego, wybitnego działacza, walczącego o polskość Śląska.
Gdy przyjechaliśmy do Jaworza do Gościńca Szumnego, to padał śnieg, na miejscu czekały na nas wozy zaprzężone w konie. Od razu wsiedliśmy do wozów, okręciliśmy się kocykami i w dobrych humorach wyruszyliśmy na trasę. Byliśmy trochę zdziwieni, że zamiast do lasu woźnica prowadził konie w stronę zabudowań Jaworza.
Na stronie Szumnego Gościńca czytamy "Kulig rozpoczyna się pod Gościńcem Szumnym w Jaworzu i stąd rusza,
biegnąc pośród jaworzańskich łąk, pól oraz lasów. Będziecie mieli
Państwo okazję zobaczyć wyjątkowo malownicze miejsca, nad którymi
rozciąga się niezapomniana panorama ośnieżonych Beskidów." A mu oglądaliśmy okoliczne domy i żartowaliśmy czy na drogę S1 też pojedziemy, bo był po drodze drogowskaz.
Organizatorzy zapewniają, że kulig będzie niezapomniany i rzeczywiście nie zapomnimy tego kuligu jak to określił nasz przewodnik w wersji wiejsko miejskiej. Uważam, że wszystko trzeba zobaczyć i spróbować, aby później mieć porównanie.
Po kuligu udaliśmy się do szałasu na ognisko. Na miejscu okazało się, że jeszcze nie jest gotowe ognisko, więc po co marznąć poszliśmy do karczmy ogrzać się i można było tam wypić grane wino lub gorącą herbatę.
Ognisko szybko rozpalili więc wróciliśmy do szałasu, gdzie już dochodziły nas od progu zapachy pieczonej na ogniu kiełbasy. Każdy miał po dwie pieczone kiełbasy, do nich chleb, musztardę i ketchup oraz była gorąca herbata.
Na nasze pożegnanie z Jaworzem wyszły na pole barany, zwłaszcza słodkie były dwie małe owieczki.
Po kuligu następnym punktem programu była wizyta w Cieszynie. Zrobiliśmy przy zamku zdjęcie grupowe i każdy udał się w swoim kierunku.
My pierwsze nasze kroki skierowaliśmy do teatru im Adama Mickiewicza, gdzie akurat skończył się przedstawienie "Jasełka" i w holu grała kapela.
Następnie udaliśmy się w kierunku rynku i trochę pospacerowaliśmy po nim. Cieszyn był wyjątkowo wyludniony, bo stale padający śnieg oraz silny wiatr nie sprzyjały spacerowaniu.
Okropna pogoda spowodowała, że poszliśmy do kawiarni na rynku w Cieszynie i tu popijając kawę i zajadając pyszne ciasta spędziliśmy trochę czasu w cieple.
Tuż przed pójściem do autokaru wybrałam się jeszcze na 5 min na wzgórze zamkowe zerknąć na Rotundę, wieżę widokową i zamek. Na tym kończy się nasza wycieczka i czas wracać do domu. Kolejny kulig będzie znów za rok, prawdopodobnie w Wiśle.
Dziękuję za Wasze odwiedziny i pozostawiane komentarze.
.
Kulig to coś co uwielbia, przenosi mnie do czasów dzieciństwa. Jedna z fajniejszych zimowych opcji.
OdpowiedzUsuńOj jak Ci zazdroszczę, jak dawno nie byłam na kuligu, zima, snieg i kulig, no nic fajniejszego nie kojarzy mi się z zima a potem ognisko, bigos i kiełbaski pieczone w ogniu :)
OdpowiedzUsuńKulig na kolach ale i tak widac,ze byl bardzo udany!!! a ja te strony kocham , bo spedzalismy tam wakacje w dziecinstwie, pojechalabym na taka przygode no i znowu z przyjemnoscia zagladnelabym do Cieszyna...sciskam
OdpowiedzUsuńByłam 3 razy życiu na kuligu... Miło to wspominam. Bardzo lubię Cieszyn - piękne miasto. Fajne fotki. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCo roku zazdroszczę Ci tej atrakcji...Co prawda wolałabym kulig w tradycyjnej wersji ale myślę, że taka odmiana dobrze Wam wszystkim zrobiła :). Najważniejsze, że było fajnie i wesoło a grzane wino i herbata na pewno rozgrzały ciało i ducha :)
OdpowiedzUsuńO rany! Marzy mi się taki prawdziwy kulig wśród białego puchu! :)
OdpowiedzUsuńTaki kulig to fajna atrakcja :-)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Nie ma to jak pielęgnowanie tradycji :) Bardzo fajny wypad.
OdpowiedzUsuńFajna taka tradycja, chociaż jak siebie znam to raz bym zmarzła i byłoby po tradycji;)
OdpowiedzUsuńPiękny kulig, chociaż bez śniegu, ognisko i dobre piwko na rozgrzewkę. Historia drukarni na pewno też pozostanie w pamięci.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam bardzo cieplutko;-)
Pięknie opisalaś kulig chociaż inny niż tradycyjny z pochodniami po lasach Jaworzynki,Wisły,Szczyrku ,Brennej.Zwiedziłaś Pszczynę i Cieszyn miasto mojej edukacji wszystkie miejsca sa mi bardzo bliskie chętnie przeczytałam Twój post serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuń...przypomniałaś mi dzieciństwo...wprawdzie nie tą trasą, ale jednak przypomniałaś:) Dziś pozostaje mi tylko o kuligu z ogniskiem pomarzyć...
OdpowiedzUsuńSerdeczności :)
Kulig to jest to co tygryski lubią najbardziej:)
OdpowiedzUsuńNigdy nie byłem na kuligu:)
OdpowiedzUsuńSuper, jak ja dawno nie byłem na kuligu. I ognisko, ech... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAle superancko!! Dawno nie byłam na kuligu :) ZAZDROSZCZĘ CI :) Po fotorelacji widać że było świetnie :) SUPER :)
OdpowiedzUsuńTeż kiedyś miałam okazję przeżyć kulig na kółkach - super sprawa :) świetna fotorelacja! pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńDobry przyjaciel historia. Te konie są piękne !!
OdpowiedzUsuńBesos.