sobota, 12 stycznia 2013

Rejs po jeziorze Galilejskim - Izrael

Za oknem mamy zimę, a w pamięci pozostało ciepło izraelskiej ziemi, a może powinnam napisać wody. Tym razem krótko chciałabym Wam pokazać jak wyglądał rejs po jeziorze Galilejskim.



Jezioro Tyberiadzkie nazywane jest inaczej jeziorem Galilejskim, jeziorem Genezaret, czy w biblii możemy się spotkać z nazwą Morze Kinneret. Jest to największe jezioro Izraela, wymiary jeziora to 21 km długości i ponad 12 km szerokości, oraz maksymalnie ma 43 m głębokości. Rzeka Jordan napełnia jezioro Genezaret i daje życie. Pięknie powiedział nasz przewodnik, że trzeba brać od życia, to co się dostaje, ale będzie się żywym, gdy się też daje. Morze martwe przyjmuje wodę deszczową, ale nic nie daje, no może oprócz trochę frajdy, gdy się tam pływa. Jeśli będziemy tylko brać to będziemy martwi jak morze Martwe. Mamy być jak rzeka Jordan, która daje życie. Jest ona głównym dostawcą wody pitnej dla mieszkańców Izraela. Po drodze widzieliśmy coś w rodzaju oczyszczalni z wielkimi zbiornikami, skąd płynie rurami po prawie całym kraju.
Po wcześniejszym zwiedzaniu podjechaliśmy autokarem na parking, gdzie przewodnik zapowiedział nam niespodziankę i nie wiedzieliśmy co nas tam czeka. Trafiliśmy na interesujący budynek i myśleliśmy że to go będziemy zwiedzać. Obok znajdowała się ciekawa ławka zrobiona z mozaiki jak w Barcelonie w parku Gruell. Jednak my idziemy dalej i przechodzimy za budynek, a tu czeka na nas niespodzianka.





Dopiero tu widzimy wodę jeziora i przystań, wówczas domyśliliśmy się, że czeka nas rejs. Idąc przystanią widzimy przejawy ich sztuki, cała droga do łodzi była przyozdobiona różnymi elementami. W oddali widać było przystań i łodzie. Z daleka wyglądały jak stare zerdzewiałe łajby. Pierwsza myśl - strach tym płynąć, ale tu czekała nas kolejna niespodzianka.









Gdy podeszliśmy bliżej okazało się, że to są łodzie drewniane, wspaniale utrzymane i świetnie dostosowane do przewozu turystów. Jedynie kolor drewna z daleka wydawał się mylący. Weszliśmy na pokład gdzie każdego przywitała załoga i pomogli nam się ulokować. Zabawnie wyszło sprawa siedzenia, bo gdy łódź była zacumowana, to prawie wszystkie miejsca były w cieniu, a tylko kilka w słońcu. Ja siadłam sobie tam gdzie słoneczko, łódź ruszyła i się obróciła, że teraz było odwrotnie. Ci co byli w cieniu siedzieli na słońcu, a tylko kilka osób w cieniu. 



Na dzień dobry został puszczony z taśmy hymn Polski i jeden pan z obsługi zawiesił na maszcie polską flagę. Następnie bawili nas ich muzyką regionalną, jak później nam powiedział przwodnik, były to modlitwy do których napisano muzykę. Zwłaszcza jeden pan miał rewelacyjny głos, z wielką przyjemnością się go słuchało. W czasie rejsu odśpiewaliśmy między innymi "Barkę". Przy okazji nauczyli nas kawałek pieśni:

Evenu shalom alehem
Evenu shalom alehem
Evenu shalom alehem
Evenu shalom, shalom, shalom alehem
Przywieźliśmy Wam pokoju
Przywieźliśmy Wam pokoju
Przywieźliśmy Wam pokoju
Evenu shalom, shalom, shalom alehem

Gdy wypłynęliśmy na środek jeziora, nasza załoga zgasiła silniki, muzyka ucichła i była chwila kompletnej ciszy, przerywana tylko szumem wody. Następnie wyszedł na środek ksiądz i przeczytał kawałek z ewangelii. Trzeba przyznać, że płynąc po wodach jeziora Galilejskiego mamy większość ewangelii w zasięgu wzroku. 





W czasie rejsu mijały nas inne łodzie, które wiozły inne grupy po jeziorze z Tyberiady. za to my udawaliśmy się w kierunku właśnie Tyberiady. Po drodze na bojach czy później przy brzegu na kamieniach można było oprócz tradycyjnych mew zobaczyć inne ptactwo. Najlepszy był ten ptaszek o jedne nodze. 











Na horyzoncie zaczęły pojawiać się budynki Tyberiady, co oznaczało, że nasz rejs dobiega końca. Po przypłynięciu do przystani, wysiedliśmy i mieliśmy okazje zobaczyć jak się buduje taką łódź jak my płynęliśmy. Łódź, którą płynęliśmy była to replika łodzi wykopanej na brzegu jeziora Galilejskiego w 1985 roku. Takie łodzie pływały tu dwa tysiące lat temu za czasów Jezusa. Być może właśnie taką łodzią pływał Jezus i być może właśnie z takiej łodzi Jezus uciszył burzę na jeziorze. Wysiadając każdy z nas dostał certyfikat, na pamiątkę rejsu, że płynął łodzią z czasów Jezusa.





Gdy wysiedliśmy z łodzi, nasz przewodnik zaproponował nam obiad za 25 $. Obiad był trochę drogi, ale nie co dzień ma się okazję jeść rybę św Piotr. Gdy siedliśmy do stołu przynieśli nam talerze z różnymi przystawkami, były trzy różne sałatki i do tego różne dodatki np tahini, nie wszystkie znałam, ale wszystkie kosztowałam. Dostaliśmy wodę do picia, a my zamówiliśmy dodatkowo na stolik butelkę białego wina. W końcu przynieśli nam talerze z rybą i frytkami. Ryba bardzo smaczna, jednak jak na mój gust (jako miłośnika filetów) miała za dużo ości. Na ostatnim zdjęciu nasz stół po posiłku. Pojedzeni i zadowoleni wyruszyliśmy w dalsza drogę.





18 komentarzy:

  1. cudowne widoki kocham na nie patrzeć

    Witam w niedzielę
    przyszłam na chwilę
    u mnie świeci słoneczko
    i mały jest mrozek
    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam podobne wspomnienia z podroży do Ziemi Świętej, nawet niektóre zdjęcia podobne. Z przyjemnością przeczytałam .Pozdrawiam niedzielnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jadąc tam ogląda się podobne miejsca, więc i wspomnienia mogą być podobne. Mam nadzieję, że jesteś tak samo jak ja bardzo zadowolona z tego wyjazdu. Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Świetnie się czyta a pewnie jeszcze milej zwiedza takie miejsca i takim środkiem transportu.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za miłe słowa, rzeczywiście bardzo miło spędziłam tam czas. Mam film z naszego rejsu i można się uśmiać z naszej nauki śpiewania czy jak robimy sceny z Titanica na dziobie, ale nie jestem jego autorem, więc go tu nie udostępnię.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. ...kocham statki, ale miłością historyczną, na nich nie czuję się dobrze, więc nie popłynęłabym... wycieczki do Ziemi Świętej, pozytywnie zazdroszczę...
    Serdeczności!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama również nie przepadam za pływaniem statkiem, często męczy mnie choroba morska, jednak tu nie było problemu.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Avelino, czytając wracały wspomnienia. Przypuszczam po czapeczkach byłaś z pielgrzymką.
    To musi być inne przeżycie. Mam podobne zdjęcia.
    I ryba taka sama. Nie jadłam, nie lubię słodkowodnych.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak byłam z pielgrzymką z naszego kościoła.

      Usuń
  6. Piękne wspomnienia, myślę, że zwiedzanie tych terenów z pielgrzymką daje dodatkowe doznania emocjonalne. Cena obiadu rzeczywiście wysoka, ale w takich miejscach trzeba próbować lokalnej kuchni.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyjazd z pielgrzymką oprócz doznań emocjonalnych również daje większe możliwości zwiedzania niektórych obiektów sakralnych, można wejść tam gdzie normalnie nie wpuszczają. O tak zawsze próbuję regionalnej kuchni jeśli finanse mi na to pozwalają.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Mile mi się płynęło z Tobą po jeziorze. Ryby jednak bym nie zjadła, bo nie jestem ich miłośniczką. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też specjalnie za rybami nie przepadam, ale tam trzeba było skosztować ryby św Piotra.

      Usuń
  8. Rejs bajeczny! Miejsce super! Uwielbiam taki wypoczynek :) co do ryby to takiej bym nie tknęła...chociaż je uwielbiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobry to sposób na spędzenie czasu, świetnie wypoczęłam.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  9. Fantastyczny rejs! Piękne zdjęcia! :D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie witam na moim blogu i bardzo dziękuję za Wasze odwiedziny i pozostawione komentarze.
Komentarze od anonimów będą kasowane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...