W czasie mojego pobytu w Austrii miałam okazję jak wiele milionów turystów jechać przepiękną trasą Grossglockner Hochalpenstrasse i zobaczyć najwyższy szczyt Austrii Grossglockner. Trasa ta należy do najbardziej malowniczych w Austrii.
Mieszkałam wówczas w wiosce Niederau należącej do Wildschönau. Mieliśmy typowy tyrolski hotel Alpenland, bardzo ładny, otoczony balkonami z mnóstwem kwiatów. W hotelu przyjęli nas tam bardzo gościnnie, aż szkoda było z niego wyjeżdżać.
Tego dnia nie miałam pojęcia co mnie czeka. Z planu wiedziałam, że pojadę trasą wysoko alpejska na jakiegoś Franza-Josefa, nie miałam czasu wcześniej poczytać co to jest.
Dopiero gdy za oknem pokazały nam się zapierające dech w piersiach widoki, a przewodnik zaczął opowiadać gdzie i po co jedziemy, zorientowałam się jaki zaszczyt mnie kopnął.
Trasa Grossglockner-Hochalpenstrasse biegnie na długości 47,8 km. Została wybudowana w 1935 roku i od razu cieszyła się powodzeniem wśród turystów. W czasie II wojny światowej trasa uległa zniszczeniu. W 1960 roku podjęto decyzję o modernizacji i dwa lata później została ponownie otwarta dla ruchu.
Przejazd trasą jest możliwy od maja do października, w zimie jest zamknięta dla ruchu. Jak również w nocy nie ma możliwości przejazdu. Przejazd nią jest płatny, a mimo to rocznie przebywa ją ok miliona turystów.
Trasa ta obfituje w liczne zakręty, widzicie jakie cudne serpentynki.
Patrząc na te zawijasy nie ma się co dziwić, że na trasie można spotkać bardzo dużo motocyklistów.
Na trasie zadbano o liczne parkingi z punktami widokowymi oraz restauracje i miejsca gdzie turyści mogą odpocząć.
Na całej trasie zachwycają nas cudne widoki, a pewnym momencie pojawia się woda przypominająca lody pistacjowe.
Nasza podróż kończy się na parkingu przy tarasach widokowych Kaiser-Franz-Josefs-Höhe. Nazwa Kaiser-Franz-Josefs-Höhe upamiętnia wizytę w 1856 roku cesarza Franciszka Józefa w Taurach Wysokich i jego wspinaczkę na Grossglockner.
Z tarasów widokowych jest wspinały widok na najwyższy szczyt Austrii Grossglockner mający 3798 m n. p. m. oraz lodowiec Pasterze.
Grossglockner należy do Korony Europy czyli najwyższych szczytów poszczególnych państw europejskich. Aby wejść na jego szczyt potrzeba ok dwa dni. Pierwszym Polakiem, który go zdobył, był Ludwik Chałubiński końcem XIX wieku.
Na lodowiec można zjechać odpłatnie kolejką Großglockner Gletscherbahn, która od 1963 zwozi pasażerów na lodowiec Pasterze. Kolejka jest o długości 212 m, a zjeżdżamy o 144 m niżej z poziomu 2356 m n. p. m. więc jej nachylenie wynosi 84%. W jednym wagoniku może jednocześnie jechać 32 osoby.
Gdy kolejka była budowana, to dolna stacja znajdowała się na takiej wysokości, że wychodziło się bezpośrednio na lodowiec. Ze względu na ocieplenie klimatyczne na Ziemi, lodowiec topnieje i znacznie się obniżył. Gdy ja tam byłam, to z dolnej stacji kolejki jeszcze ok 600 m trzeba było iść w dół na piechotę.
Lodowiec Pasterze jest to największy lodowiec w Austrii. Obecnie jest o długości ok 8,3 km. Niestety następuje jego stała regresja czyli topnieje nam. Tak dla ciekawości podam, że maksymalna grubość lodu wynosi 180 m. Zarówno z parkingu, jak i ze stacji kolejki trudno było określić gdzie się kończy lodowiec a gdzie zaczynają kamienie.
Gdy już byłam na poziomie lodowca było ciepło, jak widzicie, jestem w krótkim rękawie. Dziwiłam się dlaczego ci ludzie chodzą w kurtkach i to dokładnie pozapinani. Jak widać jestem jeszcze przed lodowcem, na kamieniach. Gdy przeszłam parę kroków dalej i weszłam na lodowiec, dosłownie jakbym weszła do lodówki, momentalnie temperatura obniżyła się o wiele stopni, a ja biegiem ubierałam kurtkę i szybko się zapinałam.
Na takie widoki można było patrzeć godzinami, ale nasz czas się kończył i trzeba było jeszcze dziś dojechać do Salzburga. Zanim gdziekolwiek pojadę najpierw trzeba się z tego lodowca wydostać na górę.
Tak z bliska wygląda lodowiec, za czysty to on nie jest.
Aż tyle jeszcze trzeba przejść, żeby wyjść na górę. Wszystko wydaję się takie odległe.
Zanim wyszłam do kolejki, napatoczyłam się na grupę ratowników, którzy mieli ćwiczenia, a towarzyszyła im ekipa telewizyjna. Jeden starszy pan z naszej grupy zasłabł wychodząc do góry i go wynieśli do kolejki, a że odbywało się to blisko mnie, to posłużyłam za tłumacza i mnie nakręcili. Mam nadzieję, że to wycięli.
To już widok z góry z z tarasu widokowego w dół, gdzie jeszcze chwilę temu byłam. Tu chciałabym zwrócić uwagę na wodę. Z góry wygląda jak taka maź, mi przypominała rozpuszczone lody pistacjowo-kawowe. Gdy byłam na dole, to nie mogłam wyjść ze zdumienia, że ta woda jest krystalicznie czysta, tylko ma lekko zielonkawe zabarwienie.
Główną atrakcja po pięknych widokach szczytu Grossglockner, są oczywiście świstaki. Można je godzinami obserwować.
Jeszcze rzut oka na zabudowania, ale ciekawsze są świstaki.
I trochę alpejskiej roślinności.
No i się wracamy, a po drodze czeka nas jeszcze jedna niespodzianka - Wąwozy Liechtenstein, ale o tym innym razem.
Dziękuje za Wasze odwiedziny i pozostawiane komentarze,
Jak tam cudownie! Grossglockner to kawał pięknej góry :) Pozytywnie zazdroszczę tych wszystkich widoków na żywo. I świstaków! :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPiękna wycieczka, pięknie pokazana. Oj, zachęciłaś do wyjazdu :)
OdpowiedzUsuńWow, jak cudownie! Muszę kiedyś to wszystko zobaczyć :)
OdpowiedzUsuńCudo!!!!! Piękne widoki, świstaki widać schowały sreberka pzred turystami, trasa z zakrętami przepiękna. Trochę mi przypomina rumuńską transfogarską, ale ta austriacka widać jest lepiej utrzymana, z lepszymi poboczami.
OdpowiedzUsuńAle Ci zazdroszczę :)
Wpisuję miejsce na listę "Do odwiedzenia".
Pozdrawiam.
Kilka razy byłam w Austrii i niezmiennie zachwyca mnie ten kraj. I to o każdej porze roku
OdpowiedzUsuńWidoki zapierają dech. Nie wiem, czy dałabym radę pokonać te odległości i to w górach. Ale widoki...ciągle do nich wracam. Miałaś świetną wycieczkę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Wspaniała wycieczka. Trasa niezwykle malownicza a doznania wzrokowe wręcz powalają. Lubię takie wypady.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Zachwycające miejsce. Byłam pod szczytem Großglockner. Oczywiście zjechałam na lodowiec Pasterze. Niestety, w tym czasie było bardzo zimno...
OdpowiedzUsuńŚwistaki robią za dużą atrakcję.
Pozdrawiam serdecznie:)
Tymi serpentynami to bym pojeździł. Najlepiej Porsche 911 :)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Wow, ale obłędnie! Widoki zapierają dech. A świstaki przeurocze, fajnie zobaczyć je w naturalnym alpejskim środowisku. Szczęściara! :)
OdpowiedzUsuńPotęgę takich gór mogłabym podziwiać codziennie, w ogóle mogłabym w górach mieszkać :)
OdpowiedzUsuńA te świstaki, przeurocze! :)
przepiękne widoki :-)
OdpowiedzUsuńUrocze te świstaki:) Super wyprawa, a na zdjęcia napatrzeć się nie mogę:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńWkroczyłaś do niesamowitego i pięknego świata. Majestatyczne góry, lodowiec i te świstaki. Super relacja.
OdpowiedzUsuńPrecious Avelina. Wydaje wzrośnie do Covatilla, tutaj. Ale nie ma pociągu. Musisz jechać samochodem lub motocyklem;)
OdpowiedzUsuńpocałunek.
bajka wybieram sie motocyklem pozdro adas
OdpowiedzUsuńDzięki za rekomendację trasy. Właśnie pomoglas mi zaplanować jutrzejszy dzień. Pozdrawiam. Aneta
OdpowiedzUsuń