W sobotę pojechałam, jak co roku z PTTK-iem na kulig. W tym roku odbył się w Soblówce, u podnóża Rycerzowej i jego główną atrakcją był śnieg, coś niespotykanego tej zimy.
Gdy przyjechaliśmy na umówione miejsce trzy wozy i koniki już na nas czekały. Jak wsiadłam na wóz, to dopiero rozejrzałam się i zobaczyłam, że stoimy pod kościołem Niepokalanego Serca NMP w Soblówce.
Kiedy nasi organizatorzy załatwili formalności i wszyscy zajęli swoje miejsca wyruszyliśmy w trasę.
Jakie było ogromne nasze zdziwienie, bo widzieliśmy śnieg, którego się wcale nie spodziewaliśmy. No bo jak się spodziewać śniegu, kiedy w dzień temperatura dochodzi do +12 stopni.
Trasa naszego kuligu częściowo pokrywała się z trasą papieską, która oznakowana jest głazami z odpowiednimi tabliczkami.
Malowniczą trasą przez las wywieźli nas do góry, gdzie w szałasie mieliśmy wszystko przygotowane na nasze przybycie.
Ulokowaliśmy się przy stołach dokoła ogniska, na którym czekały już upieczone ogromne kiełbasy.
Do kiełbasy oczywiście był chleb, musztarda i ketchup, a na rozgrzewką można się było napić gorącej herbaty z sokiem malinowym.
Gdy zjedliśmy kiełbasę czekała na nas kolejna niespodzianka - oscypek na ciepło.
Pojadłam, popiłam i teraz był czas żeby rozejrzeć się po okolicy.
Profilaktycznie poszłam zapytać przewodnika ile mamy tutaj czasu, to mnie poinformował, że o 16:30 wyjazd z Żywca.
Tak więc powinnam się już zbierać, żeby być na czas, bo mi dużo czasu nie zostało, żeby te 40 km przejść.
Jako, że nie uzyskałam konkretnej odpowiedzi, choć można powiedzieć, że uzyskałam odpowiedź, ale nie taką jakiej oczekiwałam. Tak więc dalej nie wiedziałam kiedy odjeżdżamy spod szałasu.
A co będę siedzieć, poszłam się rozejrzeć. Zarówno na trasie jak i pod szałasem, można było spotkać wiele ściętych pni drzew w całości lub pociętych na mniejsze kawałki.
Zachwyciły mnie sople na rzeczce, taki niespotykane widok tej zimy.
Za to rewelacyjnie układały się wzorki na powierzchni potoczku z drugiej strony drogi.
Kolejną taką niespodziewana rzeczą była bitwa na śnieżki, przynajmniej dzieciaki miały uciechę.
Jako, ze kulig odbył się dzień po walentynkach, to jeszcze mieliśmy zaręczyny jednej pary. Na ale co dobre to się szybko kończy i trzeba wsiadać na wóz, wracamy.
Nasze koniki odjechały, a my wsiadamy do autokaru i wyruszamy w dalsza drogę.
Sezon turystyczny 2014 można uznać za otwarty.
Dziękuję za odwiedziny i komentarze. Życzę wszystkim miłego dnia.
Oj tego to Ci zazdroszczę! Nam chyba w tym roku nie będzie dane, a wybierałam się na kulig do Skansenu w Chorzowie...
OdpowiedzUsuńZapewne miłe wspomnienia pozostaną. Po za tym widać, że zima w górach trzyma się dobrze. :) Fajne zdjęcia. POZDRAWIAM SERDECZNIE :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam kuligi! Troszkę Ci zazdroszczę tej wycieczki:) super zdjęcia porobiłaś. Ściskam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńAz poleciałam w guglu sprawdzić,gdzie ten śnieg jest, bo oczom nie chciałam wierzyć!
OdpowiedzUsuńTo ja dołączam do klubu zazdroszczących :). Taki kulig to nieziemska frajda a na wspomnienie oscypka na ciepło dostałam ślinotoku :). Mam nadzieję, że Twój kolejny sezon turystyczny będzie obfitował w niezapomniane przygody i piękne kadry.
OdpowiedzUsuńAle fajne :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
No nie!!!!! ale mi narobiłaś smaka tymi zdjęciami!!!! Musze kupić dziś chyba kiełbaski i wyobrazić sobie że jestem na kuligu ;-) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBo Soblówka to taki koniec świata i oni tam mają swój osobny mikroklimat :P A tak na poważnie, w górach da się jeszcze znaleźć trochę zimy (co patrząc na doliny wydaje się nieprawdopodobne), np. ostatnio w Gorcach zastaliśmy naprawdę sporo śniegu na szlakach. Bardzo fajnie wygląda taki kulig, nigdy nie byłam, a może warto byłoby się w końcu wybrać :)
OdpowiedzUsuńKulig to super sprawa. Widzę ,ze sporo korzystasz z oferty PTTK. Też musze tam zajrzeć. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńChoć długo już żyję na tym świecie, wstyd się przyznać, ale tylko raz byłem na kuligu. Za to nocnym. Było wspaniale.
OdpowiedzUsuńSuper sprawa i grill w tym zimowym anturażu musi smakować szczególnie. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńAlez Ci zazdroszczę. Ja tak bardzo chcialam isc na jakis kulig w tym roku, al sie nie udało. Cóż.. Moze za rok :)
OdpowiedzUsuńwww.izabielaa.blogspot.com
Zazdroszcze tej kuligowej frajdy!!!
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judyta
Trochę ten kulig oszukany, bo na kołach, ale atmosfera była. Najważniejsze, że dobrze się bawiłaś.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
A ja zazdroszczę ogniska i kiełbasek :)
OdpowiedzUsuńJak dawno byłam na kuligu? Z przyjemnością wybrałam się z Tobą, taka fantastyczna relacja..
OdpowiedzUsuńKulig i ognisko, fajnie spędzony czas :)
OdpowiedzUsuń...ojej, ależ fajnie! Kuligi pamiętam z czasów dzieciństwa...przy mojej ulicy mieszkał woźnica, miał karego konia i często zimą urządzał dzieciakom z ulicy kuligi...a było gdzie jeździć, bo okolica była do tego przystosowana...a potem była herbata, ciasteczka przygotowane przez żonę woźnicy...eh, to se ne vrati...szkoda!
OdpowiedzUsuńSerdeczności:)
Na kuligu ostatni raz byłam w podstawówce. Zazwyczaj zasiadałam na ostatnich sankach i również zazwyczaj lądowałam w rowie. :)
OdpowiedzUsuńAle masz fajnie :)
super spędzony czas! :)
OdpowiedzUsuńPiękne konie. Jest bardzo zimno tam :(( Dzieci świetnie się bawiły.
OdpowiedzUsuńGracias por compartir :))
Un beso.
Trochę przypadkowo tutaj trafiłem i dowiedziałem się że mało konkretnie odpowiedziałem co do godziny wyjazdu z pod szałasu ?.
OdpowiedzUsuńSzanowna turystko, chyba nie do końca zostałem zrozumiany.
Anonimowy przewodnik beskidzki - G.Ungrowski PTTK