W Einsiedeln byłam dwukrotnie, pierwszy raz podczas zwiedzania Szwajcarii, a drugim razem nocowałam tu w drodze do Francji. Z Polski wyjechaliśmy autokarem wieczorem, na rano byliśmy w Szwajcarii.
Po nocy spędzonej w autokarze, zanim doszliśmy do siebie okazało się, że
przejechaliśmy sporo kilometrów od domu, a za oknami roztaczają się
bajeczne widoki.
Od razu złapałam za aparat i już się z nim nie rozstawałam, pewnie się nie dziwicie dlaczego.
Po drodze mijaliśmy liczne malownicze wioski i miasteczka. W większości z nich stały małe kościółki z wieżyczką i miałam wrażenie, że są one wybudowane według podobnych projektów.
Czy nie są urocze takie małe kościółki?
Przyjechaliśmy do Einsiedeln w godzinach porannych, jednak o godzinę szybciej niż byliśmy umówieni i musieliśmy trochę poczekać, bo hotel nie był gotowy. Gdy już wszystko przygotowali, to zakwaterowanie poszło szybko i sprawnie.
Okazało się, że mamy czas na odpoczynek po długiej drodze i ciężkiej nocy do popołudnia czyli ok 6 godzin. Udałam się do pokoju i godzinę przespałam. Jednak szkoda było czasu na spanie, więc poszłam na dłuższy spacer.
Najpierw chciałam się rozejrzeć w okolicy mojego hotelu i klasztoru, a później udałam się w dalszą drogę, żeby zobaczyć co ciekawego mają do zaoferowania.
Mieszkałam na przeciwko klasztoru w hotelu Rot Hut czyli czerwony kapelusz, czyli w samym centrum Einsiedeln.
Jedną ze znanych postaci pochodząca stąd był Philippus von Hohenheim znany jako Paracelsus. Był lekarzem, botanikiem, alchemikiem, okulistą, uznawany za ojca medycyny nowożytnej. To on wymyślił takie słowa jak gaz, chemia czy alkohol, a także jemu zawdzięczamy nazwę cyna. Poniższy pomnik upamiętnia Paracelsusa w Einsiedeln.
Byłam zauroczona takimi malowniczymi domami, w tym akurat mieści się restauracja. Przyznam, że nie zaglądałam do środka, bo karmili nas w naszym hotelu.
Doszłam do skoczni narciarskich znajdujących się za miastem, które wcześniej widziałam zjeżdżając z autostrady. Skocznie te powstały w latach 2003-05 o parametrach K105, K70, K45 i K25. Rekord skoczni należy do Simona Ammanna i wynosi 122 metrów. Warto dodać, że w 2005 roku jeden z konkursów wygrał Marcin Bachleda.
Będąc przy tematyce skoczni dodam, że z Einsiedeln pochodzi Andreas Küttel, były szwajcarski skoczek.
Spod skoczni bardzo ładnie widać w oddali centrum Einsiedeln z charakterystycznymi wieżami kościoła klasztornego.
Coś dla spragnionych, cały czas jak szłam w stronę skoczni i gdy wracałam, lała się woda. Fajnie było w tym upale opłukać ręce w zimnej wodzie.
U nich też są ronda, chciałam napisać, że zdobią je kruki, ale nie wiem czy zdobią. A dlaczego kruki to napisze przy okazji klasztoru.
Przed dworcem kolejowym znajduje się pomnik przedstawiający św Meinrada, o nim też będzie więcej przy okazji klasztoru.
Na jednym z budynków znajduje się figura św Wolfganga, wstąpił on w 964 roku do klasztoru w Einsiedeln. Po jego śmierci wiele kościołów obierało jego sobie jako patrona, podobnie czyniły różne miasta. Św Wolfgang jest zaliczany do Czternastu Świętych Wspomożycieli. Przyznam się, że szukałam o nim informacji w internecie, bo byłam ciekawa czy przy nim siedzi diabeł czy koza, ale wyszło, że diabeł.
Miasto Einsiedeln położone jest w kantonie Szwyz w Szwajcarii, pierwsze wzmianki o nim są z 1073 roku, jednak sporo wcześniej powstał tutaj klasztor. Okoliczna ludność zajmowała się rolnictwem i hodowlą bydła. Wraz z rozwojem klasztoru i miasta popadli w konflikt z sąsiadami czyli Szwyz. Przez stulecia różne były dzieje tego miasta, raz lepiej, raz gorzej, ale ciągle przewijał się konflikt z sąsiadem.
Mój hotel w środku, a za sąsiadów mamy ratusz i inny hotel wraz z restauracją.
Stojąc na schodach przed wejściem do kościoła mam taki widok i dokładnie na prosto mieście się mój hotel, było fajnie blisko.
Kościół przy klasztorze opisze osobno, bo jest to ciekawy obiekt i warto o nim napisać parę słów. No i jakby mogło być inaczej mam sporo zdjęć z wnętrza.
Wyjeżdżając następnego dnia rano w stronę Francji, znów trudno odkleić nos od szyby autokaru, bo takie widoki, które towarzyszą nam po drodze, nie mogą się znudzić.
Serdecznie dziękuje za odwiedziny i pozostawiane komentarze.
Wcale się nie dziwię, że nie rozstawałaś się z aparatem skoro widoki takie, że wszystko chciało by się uchwycić i utrwalić na zawsze. Sama bym tak robiła, oczywiście jak już udałoby mi się oderwać nos od szyby :).Ten mały kościółek na szczycie wzgórza jest zachwycający i usytuowany w miejscu zapierającym dech. Pięknie.
OdpowiedzUsuńW czasie wyjazdów zazwyczaj nie rozstaję się z aparatem, a takim miejscu jak Einsiedeln to nie można chodzić bez aparatu. :)
UsuńAparat by mi chyba spłonął od ilości nacykanych fotek. Kocham góry, kocham Alpy. A te kościółki to chyba znak rozpoznawczy alpejskich miejscowości. Na drodze do Tyrolu, jak i w samym Tyrolu jest ich pełno i są przepięknie wkomponowane w okolicę.
OdpowiedzUsuńRównież mam słabość do Alp i zdjęcia mogę robić godzinami, ten widok nigdy mi się nie znudzi. Zawsze zachwycają mnie kościółki czy malownicze chatki na tle gór.
UsuńPiękne miejsce w otoczeniu gór :) :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Wspaniała okolica :)
UsuńPozdrawiam.
...ależ pięknie!
OdpowiedzUsuńSerdeczności:)
Oj tak :)
UsuńJa też nie wypuściłabym aparatu z ręki. Zdjęcia są bajecznie piękne.
OdpowiedzUsuńA zdjęcie z kościółkiem i górami jest zachwycające.
Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam bardzo cieplutko:)))
Bardzo lubię Szwajcarię i Austrię, a już w ogóle to mam słabość do Alp. Zawsze przywożę setki zdjęć.
UsuńPozdrawiam :)
Urocze, naprawdę urocze. Robiąc tam zdjęcia, chyba zapomniałbym nawet o oddychaniu :)
OdpowiedzUsuńW takim upale to się nawet bez takich wspaniałych widoków trudno oddychało :)
UsuńAleż tam pięknie! Mam nadzieję, że i mnie kiedyś ścieżki zaprowadzą do Szwajcarii :) Ale chyba na pierwszy ogień pójdzie Zermatt :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Mam nadzieję, że szybko się spełni i pojedziesz do Szwajcarii.
UsuńPozdrawiam :)
Tam jest przepięknie...Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńZgadzam się. Pozdrawiam :)
UsuńLas fotos son muy buenas, Avelina parecen postales!!
OdpowiedzUsuńMe gustan la 10 y 11, esas figuras de metal.
Buen lunes.
Un beso
Muchas gracias
UsuńUn beso
Jak zwykle fantastyczna relacja. Miejsce zasługuje na jego poznanie...Zdjęcia są cudowne.
OdpowiedzUsuńZnam Einsiedeln, niestety zjawiłam się tutaj w nie odpowiednim momencie. Odbywały się tutaj uroczystości rocznicowe. W mieście nie można było znaleźć miejsca noclegowego. Przed i w klasztorze były tłumy pielgrzymów ze Szwajcarii, Francji i Bawarii...
Pozdrawiam serdecznie:)
Ja znowu znam Einsiedeln jako miejsce o wyjątkowo małej liczbie pielgrzymów w porównaniu z innymi europejskimi sanktuariami. Za każdym razem jak tam byłam, to było pusto. Gdy poszłam na spacer, to miałam wrażenie, że miasto się wyludniło, główną przyczyną tego był straszny upał.
UsuńPozdrawiam :)
Ależ genialne zdjęcia! Fajnie tak je móc oglądać gdy za oknem prawdziwa zima. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOd miesiąca jestem uziemiona w domu bez samochodu, to wyszukuję zdjęcia z wcześniejszych wyjazdów, wybieram głównie te ze słonecznych dni.
UsuńPozdrawiam :)
Alpejskich klimatów i widoków nigdy dość :)
OdpowiedzUsuńTych drewnianych poidełek po bawarskiej stronie jest bardzo dużo. Woda nie nadaje się do picia z powodu zawartości licznych glonów itp. Zwierzętom to nie przeszkadza więc korzystają do woli.
Pierwsza fotka bajeczna!
Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny :)
Pierwszy raz spotkałam się z takim poidełkiem w mieście, fajnie było schłodzić ręce w zimnej wodzie.
UsuńPozdrawiam :)
Cudowna relacja, piękne miejsce. Chcę tam być!
OdpowiedzUsuńTo tylko brać się i jechać :)
UsuńBardzo mi się przyda twoja relacja, bo w sierpniu planuję wybrać się tam na 2-3 dni ;)
OdpowiedzUsuń